niedziela, 25 września 2011

Spóźniony post - ot tak po portugalsku

Post ten zacząłem pisać dokładnie miesiąc od wylotu do Portugalii... siedząc na lotnisku czekając na samolot do Monachium, ale o tym rzecz jasna później.
Przez cały miesiąc nie mogłem zebrać się do napisania czegokolwiek na blogu. Opublikowałem raptem dwa czy trzy zdjęcia z Tomaru, Santarem i Lizobny, a kilkanaście osób czeka na moje zdjęcia...

Piętnaście minut punktualności
Tomar, widok w kierunku Konwentu (na górze)
Pojęcie czasu w słowniku portugalskim chyba nie istnieje. Z tego co doświadczyliśmy, 15 minut to żadne spóźnienie. Z zaplanowanych rzeczy praktycznie nic nie zaczęło się punktualnie, co było największą bolączką wymiany.
Ale cała przygoda ze spóźnianiem się zaczęła się już w Warszawie. Samolot linii TAP do Lizbony przyleciał do Polski z opóźnieniem (a jak!), w związku z czym wylot opóźnił się o prawię godzinę. Oczywiście spóźniliśmy się przez to na umówiony pociąg do Tomaru, przez co organizatorzy nie chcieli już po nas na stację przyjechać. No cóż, widocznie spóźnienie działa w jedną stronę. Ale żadna strata, bo przynajmniej już pierwszej nocy mogliśmy zwiedzić miasto. Na prawdę przyjemne miejsce!


Młodzież w działaniu
Jak zdążyłem wcześniej napisać, mój pierwszy zagraniczny wyjazd w tym roku związany był z programem Młodzież w działaniu. W miejscowości Tomar, w centralnej części Portugalii, organizacja Chckin zorganizowała wymianę młodzieży pod nazwą EVERY, co oznacza "entuzjastyczny wolontariat wzmocnieniem dla młodzieży". Co do samego programu: było w sumie 25 osób z 5 krajów.

Przyznam, że przez cały czas trwania wymiany brakowało mi snu :P A to z prostego względu. Rano trzeba wstać na śniadanie, po czym od razu jakieś działania (przez pierwsze dni rozmawialiśmy o projektach i innych programach, towarzyszyliśmy lokalnym organizacjom - o tym za moment, i przygotowywaliśmy własną akcję w Tomar, o której pisać nie będę, bo klapa).

Strażacy, wolontariusze i my
Bez względu na to gdzie i w jakim celu jadę, zawsze chcę zwiedzić jak najwięcej i poznać życie jakie toczy się w tym miejscu. Dlatego mimo napiętego grafiku działań i zajętych przez inne "działania" wieczorów udało mi się zwiedzić bardzo dużą część niewielkiego Tomaru.Kiedy bodajże trzeciego dnia wymiany podzieliliśmy się na grupy i każda z grup poszła do innej lokalnej organizacji, ja zapisałem się do "strażaków" :P Powód prosty: z Protecção Civil istniała możliwość wyjścia na miasto i do otaczających go lasów. No i rzecz jasna dowiedzieć się o czymś, co w Polsce praktycznie nie istnieje. Obrona cywilna, bo o tym mowa, zajmuje się zarówno działaniami (para)medycznymi, gaszeniem pożarów jak i działaniami ratunkowymi w czasach klęsk żywiołowych. Dzięki wyprawie z wolontariuszami z PC już pierwszego dnia zwiedziłem Konwent, Klasztor Zakonu Chrystusa zaczynając wyprawę do parku u stóp góry na której znajduje się budowla. Pokazali nam zniszczenia, które dokonało tornado, które przeszło przez sporą część regionu przed kilkoma laty. O tym też mówił nam na spotkaniu przedstawiciel PC (o tym spotkaniu można przeczytać w Journal Cidade de Tomar (po portugalsku).
Następnego dnia mieliśmy pojeździć po mieście na rowerach. Ale przez to, że pół dnia nie można było ich zorganizować, tak na prawdę wyruszyliśmy po obiedzie rowerami na... konwent. Nieco inną trasą, bardziej wzdłuż  łańcucha górskiego. Jazda bez trzymanki :)

Po raz trzeci
Mało tego. Konwent stał się celem wycieczki kulturoznawczej :P Z tymże tym razem poszliśmy wszyscy i dodatkowo mieliśmy przewodnika po całym klasztorze wewnątrz. Bardzo polecam to miejsce. Ma swoją magię. Czuć średniowiecze i nie tylko. Przez chwilę można się poczuć królem, albo co najmniej rycerzem.

A w czasie kiedy większość postanowiła iść następnego dnia na basen, ja skorzystałem z okazji i zwiedziłem resztę miejsc. Standardowe działanie z mojej strony. Nieco się zgubić, skręcić niekoniecznie tam gdzie podaje przewodnik... i tym samym poznać jak na prawdę żyją tutejsi-tamtejsi. Bo na tym właśnie polega podróżowanie. Generalnie rzecz biorąc przeszedłem wzdłuż i wszerz starą część Tomar (miasto podzielone jest przez rzekę na starą część, co wcale nie oznacza, że nie ma tam życia "poza turystycznego", i nową, czyli całą resztę miasta, ze sklepami i blokami). Niewiele brakowałoby, a nie zdążyłbym na obiad :P Specyfika miasta, albo może Portugalczyków ogólnie, sprawia, że autob... komunikacja miejska nie funkcjonuje w weekend po południu. Nie chciałem napisać autobusy, bo ulice starej części Tomar i w większości nowej sprawia, że autobusy się nie zmieszczą. W starej części, ulice generalnie są jednokierunkowe, a ich szerokość to samochód + metr, półtora. Tak więc czasami trudno pieszym minąć się z samochodem. Komunikacja miejska oparta jest na 3 liniach obsługiwanych przez busy. Do miasta można dostać się pociągiem. I takim pociągiem też...

wróciliśmy do Lizbony.
A do Lizbony chciałbym jeszcze wrócić, bo mieliśmy tylko część popołudnia i wieczór na zwiedzenie stolicy. Przyznam, że jestem pod wrażeniem tego miasta. Jedyne co można uznać za minus to masa turystów. Zwłaszcza nad wybrzeżem. Ale i tak warto wybrać się.
Wieczór z kolei tradycyjnie na mieście, bo trzeba poznać zwyczaje. A zwyczaj zwyczajem i do "spania" wróciliśmy bardzo późną nocą/wczesnym rankiem, więc na samolot trudno było wstać :)

------------
Zdjęcia zapewne wkrótce wrzucę na Flickr i/lub Picasa: zapraszam do zaglądania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz