czwartek, 4 lutego 2010

365

Mija dokładnie rok...
Rok od momentu kiedy zaczęło się bardzo dużo. Oczywiście nie chodzi mi o pierwszą rocznicę prowadzenia tego bloga, bo prowadzeniem tego nazwać nie można, ale chodzi o powód, dla którego on powstał, czyli

Podróże

Rok temu, dokładnie o 6 rano wyjechałem z Lublina busem, by po 8 godzinach podróży dotrzeć do Wrocławia, a stamtąd: na świat. Tak ogólnie, bo wylot do Barcelony-Girona stał się początkiem wielu podróży, które miały miejsce w 2009 roku.
Zaczęło się od przejazdu samochodem przez całą Hiszpanię, aż do Vigo- szkoda tylko, że nocą więc za wiele nie widziałem. A w samym Vigo, jego okolicach i Portugalii działo się wiele. Właśnie o tym pisałem w poprzednich postach.

W tym szaleństwie...
Szaleństwem nazwać można to, że po przeszło pięciu miesiącach w Hiszpanii, wróciłem do domu na trzy dni i od razy poleciałem w zupełnie innym kierunku. Na wschód. Kiedy dawałem jakąś nazwę swojemu blogowi, napisałem bez większego zastanowienia "Wschód -  Zachód". I jak się po czasie okazało, nazwa była bardziej niż trafna. Początkowo, miało to zwykłe znaczenie, że oto ja człowiek ze wschodu Polski, rusza na zachód Europy. A po pół roku okazało się, że z zachodu Europy, udaję się na wschód Chin.

Obiecywałem już kilka razy, że zasiądę przed komputerem i napiszę co nieco o pobycie w Chinach. No właśnie... ale nie chcę, żeby to było "co nieco", bo lepiej nic niż prawie nic. Kilka razy już nachodziła mnie wena do pisania i wybrania lepszych zdjęć, no ale -- Postaram się do końca miesiąca to zrobić. Jedno, albo drugie. Być może coś w formie fotoreportażu. Może być ciekawe.

To jednak nie koniec. Kilometrów za mało. W Polsce też trochę pojeździłem, ale tak robię co roku. Oczywiście Przystanek Woodstock. Ot tak, żeby odpocząć przed skończeniem licencjata. A termin zbliżał się wielkimi krokami.
Co nas nie zabije, to nas wzmocni. I tak wzmocniony, obroniony na przełomie listopada i grudnia wyruszyłem jeszcze do Kopenhagi.
Panorama: Nyhven, Kopenhaga.

I to, by było wszystko. Przynajmniej do końca roku kalendarzowego. Ale jeśli chodzi o te 365 dni od 4.02 do 4.02 to jeszcze dodam wyjazd do Sochaczewa, w tym pierwsze 60 km pociągiem :)

Tego by się nazbierało
Matematykiem nie jestem, a i dokładnie wszystkiego nie pamiętam, więc będzie ogólnie.
W końcu mogę powiedzieć, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy odbyłem dwie ponad 9 godzinne podróże samolotem (Paryż<->Pekin) i pięć 2,5 godzinnych. Wiele jest prawdy w tym, co ktoś kiedyś powiedział (dokładnie nie pamiętam niestety kto), że jeśli chociaż raz przelecisz się samolotem, już zawsze będziesz spoglądać w niebo.

Pociągi. Gigantycznie. Dwa razy po 12 godzin (ponad dwa tysiące kilometrów), plus drobne przejażdżki do/z Kopenhagi z/do Warszawy i na Woodstock (tu też muszę przejechać Polskę wszerz). generalnie mam pociąg do pociągów.

Ok. To nie zatruwam, tylko  kończę.
Jedyne czego życzyłbym sobie na ten kolejny rok, to przynajmniej tyle samo kilometrów przejechanych (-lecianych, -płyniętych), co w zeszłym. I przynajmniej tyle samo zwiedzionych miejsc i zdjęć (o nich nie wspominałem, ale liczy się je w kilku tysiącach).
Na koniec polecam nowe dziecko: Flickr Filckr