sobota, 31 grudnia 2011

Więcej LOTów niż ziemi

Krótko podsumowując podróże w 2011 mogę powiedzieć, że przebyłem więcej kilometrów w powietrzu niż podróżując naziemną komunikacją. Ten rok był na pewno inny pod jednym względem: więcej podróży "biznesowych".

Wzamian

Mówiąc szczerze, do lipca rosło we mnie ciśnienie. Nie mogłem znieść myśli, że jedyna podróż jaka mnie czeka w 2011 to wyjazd do Milton Keynes dopiero w 2012. A tak mogło się skończyć, gdyby nie dwa zdarzenia. Niestety nie pojechałem na Przystanek Woodstock, co przechorowałem przez dwa tygodnie, ale coś mnie ruszyło, żeby sprawdzić portal ngo.org czy przypadkiem nie potrzebują ludzi przy jakiś akcjach. Zawsze na wolontariacie można się nieco rozerwać.
Tak dla zbity, żadna wiocha :P
I los tak chciał, że tego samego dnia na grupie na Facebooku pojawiło się info tym, że jedna z Helio z Lublina potrzebuje chętnych do wyjazdu na kilkudniową wymianę do Portugalii. No i co ja biedny mogłem zrobić? Pewnie, że się zgłosiłem. Akurat na koncie miałem co nieco na bilet w obie strony, tym bardziej, że zwracali 70% kosztów po powrocie. I tak oto miałem załatwiony pierwszy wyjazd.


Mierzyć wysoko


Silnik A-380 lecącego do Australii
Rzecz jasna na tym nie stanąłem. Raz wywołany ngo.org przyszedł z odsieczą. Znalazłem fundację, która potrzebowała tłumacza, głównie ustnego, w trakcie wyjazdów zagranicznych. A że miałem czas, chęci i język w gębie to grzechem byłoby odrzucić taką okazję. Krótki mail. Spotkanie i dwa tygodnie później jestem już w Augsburgu. Pięciodniowa konferencja na temat migracji w Europie. Coś innego, jakieś wyzwanie, bo pomimo tego, że już miałem dwa semestry tłumaczeń na uczelni, to jeszcze nie robiłem tego w rzeczywistości. Poszło nieźle. Ale nie tu miejsce na takie wywody.
Ważniejsze teraz jest to, że pierwszy raz leciałem LOTem. Muszę przyznać, że miałem stracha (a to jeszcze przed lądowaniem kpt Wrony). Embraer-170 niczego sobie. Lot przyjemny. Nie ma to jak usłyszeć pierwszy raz głos kapitana mówiącego po polsku :) Generalnie klimat w samolocie fajny chociaż było zimno. O stewardesach ani słowa :P
Powrót z Monachium, tym razem Lufthansą, nie bez przygód. Pominę to, ze pierwszy raz tak mnie przeszukano. W kieszeni miałem kapsel z piwa, o którym kompletnie zapomniałem. Wyjąłem, a strażnik po polsku do mnie żebym wyciągał co mam w plecaku. Z mocnym niemieckim akcentem "Aparat... może pan rozkręcić?" No i dwa obiektywy sprawdzone pod światło. Cóż bywa. Potem śmigiem na koniec terminalu na poziom zero czekać na autobusik. I czekamy, czekamy. Wybija godzina otwarcia bramek: ahtung, jest problem. Będzie opóźnienie. OK. Dalej czekanie i info w godzinie odlotu. Opóźnienie większe, bo jest awaria w samolocie. Suma summarum, zlitowała się nad nami załoga, która przyleciala z Cypru i postanowiła nas zgarnąć do Warszawy na skróty. I tak dolecieliśmy do sotlycy jakieś 20 minut szybciej.

Pociąg do...
Tak się dzisiaj przy obiedzie zastanawiałem, czy w ogóle w tym roku jeździłem pociągiem. Niestety nie było mi dane poruszać się naszymi pięknymi polskimi PKP. Ale spróbowałem dobroci w Portugalii i Niemczech. Podróże krótkie bo nie więcej jak dwie godziny, ale przyznam, że przynajmniej w tym rozdaniu Portugalia wygrywa. DB miało opóźnienie już na starcie i chociaż połączenia i przesiadki są niezwykle dogodne. AZ lotniska do Centrum albo na Hauptbanhof można na prawdę bez problemu dotrzeć, a stamtąd droga otwarta na Niemcy. Ale jakoś Portugalia miała klimat. Może dlatego, że podróżowałem z fajnymi ludźmi :)
Tak swoją drogą. To jak pomyślany jest transport w Monachium, czyli połączenie miasto - lotnisko - stacja kolejowa zasługuje na wielki plus. No i plus minimalna ilość schodów, ewentualnie schodu ruchome lub winda jeszcze bardziej ułatwia podróżowanie z bagażami.

A to małe statystyki (za) FlightDiary

  • 5 flights

    0 domestic
    5 international
  • 7 084 km

    4 402 miles
    0.2x around earth
  • 11 h 35 min

    0.5 days
    0.1 weeks
  • 0.9 tons CO2

    0.05 kg methane
    0.04 kg nitrous oxide





mat. prasowe
Plus dla PolskiNa koniec chce jeszcze o autobusach. Odkryciem roku jest dla mnie PolskiBus.com. Nie chcę robić reklamy. Powiem tylko, że podróżowanie w tej cenie i w takim komforcie, albo odwrotnie, w takim komforcie za takie pieniądze jest sprawą godną polecenia. W którymś z Newsweeków napisali o PolskimBusie Ryanair na kółkach. I tak jest. Brakuje tylko stewardess :) Ale w Ryanairze jeszcze nie mają Internetu a w PB jest i to jak dobrze pójdzie będzie i na trasach za granicą. Gdyby nie Internet chyba bym się zanudził na trasie do Bratysławy.

Chociaż jeszcze umiliła mi podróż nowa książka Tomka Michniewicza "Gorączka", którą też gorąco polecam.

Samych lotów z lądowaniem, niekończących się wypraw w dobrym gronie i niezapomnianych przygód na drogach całego świata. Tego życzę Wam wszystkim w 2012!