czwartek, 5 lutego 2009

Adoracja przez Hiszpanię


Okolice północy kiedy znaleźliśmy się przed lotniskiem. Na szczęście miałem zawieszony na szyi aparat, bo widoki od razu rzucają sie w oczy. Tak jak już pisałem: palemki, motory. Ciepło. Pakujemy się w 5 do samochodu. Moniki przyjaciele (Jasiek i Monika) przyjechali po nas. Sami chcieli się wybrać w okolice Vigo (region: Galicja). Chcieli jeszcze zwiedzić te regiony więc sami zaproponowali że nas przewiozą. Przyjemne z pożytecznym. Drogi w Hiszpanii są naprawdę dobrej jakości. Polskie autostrady, czy drogi szybkiego ruchu nie umywają się do autostrad w Hiszpanii, nawet tych niepłatnych. Chociaż różnica między płatnymi a nie wcale nie jest ogromna. Chodzi o komfort jazdy: jeździ po prostu mniej aut. Co raz znaki, zjazdy, kierunki i niemal cały czas obowiązek jazdy ponad 90-100 a czasem i więcej. Więc podróż przez Hiszpanię ze wschodu na zachód nie powinna zająć wiele czasu. Ponad 1tys. km to circa 10 godzin... No w sumie. Do Saragossy i dalej jechało się bez problemów. Prosto autostradą. Nie wielki ruch w obie strony. Okolice przez które ciągną sie drogi też robią wrażenie. Nie sądziłem, że Hiszpania jest tak górzysta, tzn. tam raczej wyżynna, bo w góry jak wjechaliśmy to muszę przyznać, że widoki momentami powalające. Tak jak we Włoszech: z jednej strony góra aż po chmury, a z drugiej urwisko, albo rzeczka. Drogi w nocy nie opisuję bo nie wiele było widać. A o której zaczyna robić się widno? 5? Nie. 7? !Nie! Dopiero w okolicach 8 godziny robi się widno. Tuż nad ranem trochę pobłądziliśmy. Niby wszystko jest pooznaczane jak trzeba. Znaków masa, ale czasem tak jest, że jak pojedzie się zgodnie z kierunkowskazem, to potem już nie widać dalszych kierunków. A najbardziej jest to wkurzające jak dojeżdżało się do krzyżówek. Na szczęście pojechaliśmy dobrze. Jedziemy jedziemy, a tu nagle góry. Śnieg. Autostrady ciągnące się przez góry, tunele. Głowa to w tą to w tamtą. Fajnie wyglądały miasteczka zakryte warstwą chmur, albo złudzenia które powodowały, że trudno nie raz było odróżnić górę od chmur kiedy zlewały się na horyzoncie. Chciałbym to opowiedzieć, ale brakuje słów, które wyrażą...- cytat z Dżemu. Mógłbym to namalować, ale... ale po co skoro są zdjęcia. Wszystkie robione z wewnątrz samochodu przez szybę więc może nie widać wszystkiego perfekcyjnie, ale wygląda wszystko malowniczo. Przydałoby się wrócić w te okolice. Pierwsze znaki z ilością kilometrów do Vigo stały jakoś tak z 80-90 km wcześniej. 40 km przed widzieliśmy, że to na pewno to Vigo, bo zaczęło kropić. Rozpadało się jak byliśmy ok 5 km przed. Do samego Vigo dotarliśmy ok 12. Czyli nie dziesięć a 12 godzin jazdy jak z zegarkiem w ręku. 2 po zajechaliśmy na stację paliw. Po zakupieniu mapy ruszyliśmy w poszukiwaniu Kampusu Uniwersyteckiego. Jest nieco za miastem. Jechaliśmy dalej autostradą. Szukaliśmy odpowiedniego zjazdu, ale żeby go znaleźć- masakra. Mało znaków kierujących na Kampus. No ale w końcu się udało. Trzeba się wspinać. Od zjazdu z autostrady jedzie się cały czas pod górę. Sam Kampus - jak to powiedziała Monia podobny do ośrodków badawczych NASA znajduje się na szczycie. Gigant. Budynków naście. Część połączona przejściami nadziemnymi. Wszystkie o różnych kształtach. W ORI (Biuro Wymiany z Zagranicą) załatwiliśmy sprawy szybko. Dostaliśmy też namiary na 2 mieszkania i ruszyliśmy na miasto. Wizytę w tych mieszkaniach mieliśmy na 16: 30 i 18. Więc była chwila na posiłek i rozejrzenia się po mieście. Jeszcze nie raz o nim napiszę, więc teraz tylko tak skrótowo. Pierwsze co wpada w oko to ronda, a na nich rzeźby, jakieś instalacje. Druga sprawa: wzniesienia. Miasto nie jest na płaskim. Płaskich ulic chyba tu nie ma, takich nienachylonych pod jakimś kątem. Masakra. Ale dobrze się po nich chodzi. Ok, co do mieszkania. Pierwsze które odwiedziliśmy było droższe: 200 E. W ORI mówił koleś że to z opłatami, ale studentka która tam była, mówi że jeszcze coś trzeba dopłacać: internet i takie tam. Generalnie standard dosyć wysoki, ale cena za wysoka. Drugie za to fajnie położone. Na takim jakby deptaku c/ Urzaiz. Kamienica (tylko nie przerzucajcie obrazów kamienic z Polskich realiów) Czwarte piętro. Akurat szła po schodach ta właścicielka. Pokazała nam mieszkanie po prawej stronie. Kiepskie. Zimne, okna na ściany albo dachy. Sprzętów mało. Pokoje niby duże, ale wiodły do nich mini korytarzyki, co dawało wrażenie że pokoje są mniejsze. Mieliśmy już podziękować, kiedy babka powiedziała, że ma jeszcze w zanadrzu dwa. Przeszliśmy na lewą stronę klatki i... Otworzyły się wrota i od razu dało się poczuć inny klimat mieszkania. Bardziej przyjazne do zamieszkania. Pokoje duże. W mieszkaniu jest w sumie 6 pomieszczeń. Kuchnia- jak na tą cenę super wyposażona. Łazienka- jak łazienka, z oknem. Jest przedpokój - salon. 3 pokoje mieszkalne: dwa z widokiem na deptak, jeden typowo letni bo ma średnie okno z widokiem na ściany klatki schodowej. Jest jeszcze jeden pokój. Nie ma tam lóżek. Jakby otworzyć tam drzwi powstałby gigantyczny salon w połączeniu z tym przedpokojem. Cena: 475 na naszą trójkę. Po prostu git. Metrażowo w kraju to byśmy zabulili kasę. Od razu się nie zdecydowaliśmy, ale powiedzieliśmy, że na razie zaklepujemy je, a jedziemy jeszcze spojrzeć na inne, jak się uda coś znaleźć. W necie mało ofert. Przez jedną trafiliśmy do jakiejś agencji wynajmującej, ale za samo wskazanie adresu brali 150E więc nie było sensu, bo z tego co opowiadała babka to mieszkania były podobne do tego co widzieliśmy wcześniej. I suma summarum wróciliśmy do pani Adoracion. Wygadana staruszka w podeszłym wieku z torebeczką. W środku masa kluczy. Za każdym razem losowała. W tej kamienicy ma 3 mieszkania: dwa na 4 i jedno na 3 piętrze. Poprosiliśmy ją jeszcze o pokazanie tego trzeciego, ale to tylko formalność bo było identyczne do jej pierwszego. Podpisaliśmy umowę. Powiedziała, że może dać nam jeszcze jakieś koce i grzejnik. Po koce Jasio z Moną pojechali id jej domu. Mówią, że wypas. Też w takiej kamienicy, na piętrze. Jest większe. Duże łoże. Największe wrażenie robi łazienka. Odpicowana na glanc ze sprzętami i wannami. A Adoracja, chociaż żwawo po schodach biega zrobiła sobie mechanizm do wjazdu na piętro- coś takiego jak winda dla wózków inwalidzkich. Babka trzepie kasę. Co ciekawe na piętrze są trzy drzwi, a dwa mieszkania. Środkowe okazały się być drzwiami przez które można by wejść do kuchni. Za nimi stoi lodówka. Dziwne bo tak wyglądają wszystkie mieszkania. Po co 3 drzwi? Apropos numeracji mieszkań. W tego typie budownictwie nie ma numerowanych mieszkań. Są tylko liczone piętra i mieszkania, albo po lewej - izquierda albo prawej - derecha. Czyli adres wygląda tak: c/ Urzaiz 221/4 izq.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz