piątek, 17 kwietnia 2009

Gdzie to jeszcze nie uczyłem?

Do czego to doszło. W sumie mówią, że trzeba wszystkiego w życiu spróbować, ale uczyć w Hiszpanii języka angielskiego w zawodówce to już schiz. Czyli już generalnie będę miał każdy typ szkoły przerobiony. :D

Zawodówka, myślałem że inna niż te polskie, ale okazuje się, że do tych szkół idą ludzie którzy nie koniecznie chcą zdobyć zawód - so zu sagen. Jedna nauczycielka już mnie uświadomiła "They are... quiet nasty!" - się znaczy niemili :P

Pomijam to że szkoła nie wiedziała, że miałem przyjść. I że odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza, ale generalnie poznałem przesympatycznego nauczyciela (oczywiście nie od angielskiego). Wziął mnie z sekretariatu do pokoju nauczycielskiego, a potem do klasy jednej z nauczycielek. Chwile z nią porozmawiałem i trochę szok, bo mówiła z dość ładnym choć nieco przesadzonym brytyjskim akcentem. Generalnie ci od angola mówią lepiej od wykładowców na uniwerku. Dziwne, ale prawdziwe. Okazało się, że ta nauczycielka kończy już więc musiałem zaczekać na "szefa" parę minut. W tym czasie wrócił mój "przyjaciel". Po raz setny zapoznał mnie z kadrą nauczycielską. Mówił po angielsku, choć angielskiego nie uczy, ale jego syn studiuje na CUVI angielski na 3 roku (to dlatego też zna angielski). Chwalił się, że jedzie do Ameryki na wymianę. No i o Polakach bardzo miłe rzeczy powiedział. Pozytywny gościu. Trochę przypomina mi dentystę, podobne charakter.

No i szef przyszedł. Zdziwiony. Też dlatego, jak mu powiedziałem, że czekałem na niego, bo jest "szefem". Ale usiadł i zaczęliśmy układać plan. "Szef" był bardziej zdenerwowany ode mnie kiedy rozmawialiśmy. Mam zjawić się w poniedziałek na 8:45. Powiedziałem mu że chce zrobić całość do końca maja. To wypada tak po 2 godziny dziennie, 5 razy w tygodniu. Czyli wypas. Ale czego oni ode mnie będą chcieli?


Fakt, faktem jestem jednym z niewielu, ba można policzyć na placach jednej ręki, którzy pracują w szkłach, hymm, policealnych. Reszta w szkołach dla dzieci. Ale cóż, wszystkiego trzeba spróbować...

bo ja jestem kobieta pracująca – żadnej pracy się nie boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz