sobota, 7 marca 2009

Arribada do Baiony

Kolejny weekend więc - kolejna wyprawa. Słyszałem od kogoś, że w Hiszpanii co dziennie przynajmniej jedno miasto, miasteczko czy wieś ma swoje święto. Tego dnia trafiło na Baionę. Od Vigo rzut kamieniem, więc jak można nie skorzystać.

Dlaczego akurat tam?
Wszystko przez Kolumba, czy raczej Cristóbala Colóna, jak na niego mówią w Hiszpanii. Otóż w pierwszym tygodniu marca 1943 (a nawet 1 marca) do wybrzeża Baiony przybija "La Pinta" pod dowództwem Martína Alonso Pinzóna z wiadomością o odkryciu Ameryki. Był to pierwszy port w Europie, który otrzymał tą informację. A nazwa święta "Arribada" pochodzi od rzeczownika "arribada" - przybywać do portu, cumować. Nie wierzycie mi na temat tej historii? Macie racje bo to nie moja działka, ale taka jest prawda.

Co do samych obchodów- całość rozrasta się z roku na rok . Teraz organizowana jest rekonstrukcja tego co zdarzyło się 1 marca. Święto, chyba najważniejsze w Baionie, rozłożone jest na pierwszy weekend marca. W tym czasie na ulicach starej części miasta spotkać można mieszkańców przebranych w stroje z ówczesnych lat. Na straganach sprzedawane są wyroby ze średniowiecza: od tych nie nadających się do zjedzenia: czyli miecze, stroje; przez te jak najbardziej jadalne: podpłomyki, i coś słodkiego po pijalne: grzane wino, sangria etc. Klimat średniowiecza czuć na każdym kroku. Na placu, do którego dochodzi się wąskimi uliczkami trwają przez cały dzień walki rycerzy. Zza rogu dobiega muzyka. Ale najwięcej dzieje się na brzegu oceanu.
To właśnie tam wieczorem w sobotę odbyła się rekonstrukcja "Arribady". Mnie tam już nie było więc nie wiem jak było. Od rana trwały turnieje strzelania z łuku, walka na koniach i masa innych. Na placu wiodącym do zamku można zobaczyć różne rodzaje sokołów. Przyjrzeć się jak kuje się metal. Swoją drogo, sokoły na prawdę robią wrażenie. Gigant, masa mięsa i te pazury i dziób. (no i tu znowu dostaje szału, bo nie wziąłem aparatu, ale zdjęcia na pewno będą bo za jakiś czas wycieczka organizowana przez ORI zawita do Baiony więc będzie na co popatrzeć).
Fiesta de La arribada en Baiona 2009
AttributionNoncommercialShare Alike Some rights reserved by pablokdc
Ale niestety. Dzień krótki, czas wracać. Już chyba pisałem o transporcie w Hiszpanii? Spóźnienie wliczone na swój sposób w czas podróży. Z tymże, tym razem tak nie było. Ba było gorzej. Poszliśmy na autobus o 18:30. Na przystanku kilka osób, też czekają. Mija 10 minut po czasie. Nie ma... (tu omijam kolejne 1,5 godziny)... Masa Amerykanów i Erasmusów już przyszła na ostatni autobus. Ścisk niemiłosierny. Autobus w końcu podjeżdża. Każdy oczywiście chciał wsiąść więc niektórzy ryzykowali przejażdżką "pod" autobusem. Do akcji wkracza policja. Autobus w końcu podjeżdża i się zaczyna maskara. Efekt taki, że nie każdy pojechał. Kierowca wziął tyle osób ile ma miejsc. I tyle... no właśnie. Na dzisiaj tyle

1 komentarz:

  1. Przygodami autobusowymi mnie rozbroiles!xD Widac mam chociaz jedno za co moge cenic Londyn...za takie nr-y kazdy kierowca moze wyleciec z pracy bez mrugniecia okiem wiec raczej ich nie stosuja.

    OdpowiedzUsuń